Ostatnio analizowałem zagadnienie odcięcia się od internetu. Z pewnością część z nas nie wyobraża sobie życia np. bez swojego ukochanego telefonu lub dostępu do Facebooka. Zwykle traktujemy to jednak jak coś normalnego, uznając, że bez internetu trudno się dziś obyć.
W dniu bez internetu, bez wiedzy o tym, nie użyłem internetu. Nie było łatwo, ale dziwnie łatwiej niż kiedyś. Poczytałem o tym jak to internet nas psuje, niszczy kreatywność i tak dalej. Jednak, o dziwo, takie opinie spotkałem... w internecie. Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie, ale to chyba lekka hipokryzja. Zaraz ktoś powie: "Ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi a nawet pomoże!". Niestety jestem jedną z osób, które jak coś robią to robią. Jak nie robią to nie robią. Nie umiem trochę robić a trochę nie. Albo uczę się francuskiego albo nie. Albo odżywiam się zdrowo albo nie. Według tych ludzi internet jest silnie uzależniający (jak narkotyk!) i obniża koncentracje (tyle stron, odnośników i tego wszystkiego!). Jaki więc sens ma robienie sobie "przerw" od internetu? Chyba taki jaki robienie przerw od narkotyków. Idąc tym myśleniem wysuwam takie wnioski. I tak w końcu pojawią się skutki - tylko wolniej.
Nie neguję tego. Również sądzę, że internet ma parę wad. Jestem też zdania, że w tych czasach nie da się "odciąć" od internetu. Może da, ale ile tracimy? Czy potrafimy wyważyć pozytywy i negatywy używania internetu? Co da mi "dzień bez internetu" jeśli następne 364 dni w roku będę jak zombi przez szklanym ekranem? Ograniczyć! Tak ograniczyć można, ale skutków się przez to nie pozbędziemy. Co więc robić?
Bywały czasy, kiedy rzeczywiście byłem uzależniony od internetu i nie mogłem wytrzymać bez niego choćby dnia. Teraz ta sprawa jest już raczej w normie. Komputera używam głównie do nauki i rzadko wchodzę na bezsensowne strony, które tylko pożerają czas. Mam jednak świadomość, że wiele osób dostosowuje swoje życie właśnie do internetu i trochę mnie to przeraża, bo wielokrotnie widzę ludzi, którzy non stop siedzą przed komputerem, zamiast ten czas przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego ;-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że trudno się wyrwać, bo inni tak żyją. Z kim wyjść? Wszyscy przy komputerze. Gdzie iść? Wszyscy przy komputerze. I tak dalej. :)
UsuńBardzo chciałabym ograniczyć wizyty na stronach, które blokują mój dzień i sprawiają, że tracę mnóstwo czasu. Od kilku lat walczę z tym nałogiem. Chyba nadszedł czas na jakąś konsekwencję. Być może starczy mi, gdy sprawdzę pocztę, facebooka i bloga 2-3 razy dziennie, a nie 50?:)
OdpowiedzUsuńMoże wystarczy, ale możesz też łapać coraz więcej. Co tam sprawdzenie bloga jest raz, nie?
UsuńMam to samo, myślę że całkowite odcinanie się jest bez sensu. To zbyt gwałtowny proces. Chyba lepiej powoli ograniczać ilość czasu spędzonego w internecie i odcinać się od pierdółek, które odwracają naszą uwagę :)
OdpowiedzUsuńFacebook jest jak lodówka, zaglądasz nic nie ma, potem zaglądasz i tak znowu
OdpowiedzUsuńDobrze powiedziane xD
Usuń